Chorągiew Zamku w Zawieprzycach Atanazego Miączyńskiego

Herbu Suchekomnaty

Najbliższe wydarzenia

Brak wydarzeń


Legenda Zawieprzycka

rys1Działo się to w Zawieprzycach, w drugiej połowie XVII w. Jan Nepomucen Granowski, kasztelan lubelski walczył dzielnie pod Wiedniem u boku Jana III Sobieskiego, przyczyniając się walnie do odniesionego przez Polaków zwycięstwa, za co otrzymał od króla dwa tysiące jeńców tureckich, których wykup miał zapewnić mu znaczny dochód. Jeńcy zostali wysłani do Zawieprzyc, majątku kasztelana. Pomiędzy nimi znajdowała się cudnej urody Greczynka Teofania i jej narzeczony Laskaris, którzy znajdowali się w obozie tureckim jako zakładnicy dani przez Macedonię i byli nieprawnie przetrzymywani przez kasztelana. Pan na Zawieprzycach okazał się człowiekiem na wskroś okrutnym i pełnym dzikości. Jeńców wykorzystywał do wznoszenia zamku, przy okazji głodząc i katując. Na skutek tak strasznego traktowania jeńcy masowo umierali i na nic zdały się upominania samego króla, by po ludzku traktował zakładników. Jednak uroda Teofanii została dostrzeżona przez możnowładcę. Granowski zapałał żądzą do pięknej Greczynki i zapragnął jej jako swojej nałożnicy. Gdy mu się opierała, z zemsty skazał na karę chłosty jej umiłowanego. Gdy i to nie złamało oporu dziewczyny rozkazał, w przypływie wściekłości, swoim pachołkom zamurować kochanków żywcem w jednej z podziemnych, ponurych cel, dając im tylko wiadro wody i bochenek chleba. Tymczasem brat nieszczęsnej dziewczyny - Heraklius przemierzał polskie ziemie w poszukiwaniu swojej siostry i w końcu po wielu latach trafił do Zawieprzyc, przedstawiając się jako włoski malarz - Andrea di Pella. O losie swojej siostry dowiedział się od samego kasztelana, który nagabywany przez malarza opowiedział barwnie scenę mordu, czerpiąc z niej sadystyczną satysfakcję. Następnie rozkazał by ten ozdobił malowidłami dopiero co wykończoną kaplicę pałacową. Malowidła miałyby być umieszczone pod kopułą kaplicy i przedstawiać życie Granowskiego pełne chwały i glorii. Malarz zgodził się pod warunkiem że nikt mu nie będzie przeszkadzał podczas długiej i żmudnej pracy. Gdy kasztelan solennie obiecał że nie zażąda pokazania dzieła przed ukończeniem, artysta zabrał się do dzieła. Pracował dniami i nocami przez prawie rok i gdy ukończył dzieło oczom kasztelana ukazał się widok przerażający. Oto w sposób niezwykle realistyczny przedstawił artysta co będzie się działo z kasztelanem po jego śmierci. Otóż motywem głównym była podróż Granowskiego do piekła w pięknej karocy ciągnionej przez diabły. Kasztelan przeraził się okrutnie, gdyż patrzyły na niego postacie jakby żywe. Kiedy już nieco ochłonął z pierwszego szokującego wrażenia, rys2dowiedział się od malarza, kim ten jest naprawdę. Wówczas wpadł we wściekłość i rozkazał swemu marszałkowi Marcinowi Śliwce, by podobnie jak kochanków zamurował żywcem również malarza. I tak się stało. Odtąd zaczęły pojawiać się duchy w Zawieprzyckim zamku. Nocami ożywały postacie kochanków jak i malarza i krążyły po zamkowych komnatach. Na ród Granowskich spadać poczęły różne nieszczęścia. Nawet w czasach nam współczesnych w ciepłe, letnie , księżycowe noce ukazuje się postać owita w białe zwiewne szaty nadaremnie szukająca czegoś wśród ruin i lochów. Dziś z zawieprzyckiego zamku pozostało tylko trochę gruzów i wzgórek z krzyżem, a pod nim - jak chce legenda - bohaterowie tragedii Laskaris i Teofania.


opracował Wojciech Krzysiak

 


 

Zawieprzycka legenda


autor: Władysława Chudziak ? poetka ludowa z Zawieprzyc

 

spisała: mgr Jolanta Mackiewicz

 

Niedaleko Lublina jest niewielka wiosczyna

już trochę znana, Zawieprzycami nazwana.

Tam stoi zamek od lat bardzo dawnych.

Skruszył się już od starości,

lecz legenda się nie kruszy, a jeno pęcznieje.

Jest też zabytkowa kaplica

a w niej namalowane dawne zamku dzieje.

Zamiast świętych obrazów są tam różne malowidła i straszydła.

Są rumaki zaprzęgnięte do powoza,

gdzie w środku siedzi Granowski,

a na szyi ma pętlę z powroza.

Diabły go ciągną do piekła, za co to ? ciekawość niezwykła.

Było tam też więzienie lamusem nazwane

a w nim za przewinienia więźniowie trzymani.

Była tam także trzymana dziewica z rozkazu okrutnego dziedzica,

który chciał by była jego kochanką.

Lecz ona nie chciała, bo była innego wybranką.

Kochał ją od dzieciństwa malarz,

a gdy utracił, szukał wybranki przez 7 lat po świecie całym.

Aż znalazł ją w Zawieprzycach w zamku małym.

Gdy przybył wypytywał ludzi czy kto widział,

że młoda dziewczyna po dziedzińcu chodzi.

A gdy chodziła to tak płakała,

że łzy na ziemię spadały i jak żywe się taczały.

Stała się rzecz prawdziwa,

bo z dalekiej krainy przybył po utracie ukochanej dziewczyny

malarz, który kaplice maluje i lubą swoją opłakuje.

Nie chce jeść ani pić tak mu smutno bez niej żyć.

Ochmistrzyni chytra sztuka rozwiązania w tymże szuka.

Myśli, duma?

A może ta młoda dziewczyna na duchu go podtrzyma.

Pomyślała i zrobiła, na spotkanie panieneczkę z malarzem umówiła.

Gdy oboje się ujrzeli szczęścia ukryć nie umieli.

Wydała się tajemnica, ochmistrzyni naskarżyła do dziedzica.

A nie było tyrana gorszego od dziedzica Granowskiego.

Tak się okrutnie na nieszczęsnych kochanków rozgniewał,

że ich żywcem pod tym dużym białym krzyżem zamurował.

W jedną beczkę nasypał złota, a zamknął do życia wrota.

W drugą nalał miodu, a musieli umrzeć z głodu.

I wiecie ludzie kochani, że słychać było żałośliwe płakanie.

Do dzisiaj ten krzyż wyciąga ociężałe ramiona,

a pod nim jest ziemia jeszcze trochę czerwona.

Ale na tym się legenda nie skończyła,

Bo duża grupa niewolników była.

Od Zawieprzyc przez Jawidz i do cegielni w Charlężu

się poustawiali i gorącą cegłę gołymi rękami podawali.

A który by nie uważał to by sobie ręce poparzył.

A z tej cegły oranżerię murowali

i dziedzica siarczyście przeklinali.

A wielki zamek był podkopany lochami i ogrodzony murami.

a ci, którzy ten tunel robili to swój żywot tam zakończyli.

A kraty miały zrobione takie zawiasy,

że gdy dziedzic wychodził i wracał to nie skrzypiały,

co było niezwykłe na tamte czasy.

Jest jeszcze część zamku ?Bociańcem? nazwana,

a tam na wieki Granowskiego dusza uwiązana.

Gdy wieczorem spacerują dziewczyny i chłopaki

to nad nimi wzlatuje niezwykły ptak taki.

Jeśli w to nie uwierzycie przyjdźcie sami to zobaczycie.

A w dzień jego dusza w sowę się zamienia,

dlatego ta legenda jest nie do zapomnienia.

Rozsypała się już gruba lipa, co obręczą była spięta,

a króla Jana III Sobieskiego jeszcze pamięta.

Z siebie młodą lipkę wydała, co o Nim wiedziała

to jej przekazała, żeby się legenda w świat rozszerzała.

 


 

Z Zawieprzycami łączy się legenda o okrutnym kasztelanie Janie Granowskim. Jest to postać fikcyjna, którą stworzył Aleksander Bronikowski w literackim opisie legendy w powieści ?Zawieprzyce?, napisanej w języku niemieckim, wydanej po polsku w 1828 roku. Bronikowski we wstępie do powieści pisze, że jej fabułę oparł o opowiadania służby zamkowej z Zawieprzyc oraz okolicznej ludności, a także o zapiski plebana z Firleja.


A oto dwie wersje tej legendy:


wersja pierwsza:


Działo się to koło Łęcznej, w Zawieprzycach w XVII wieku. Jan Nepomucen Granowski, kasztelan lubelski, którego majątek znajdował się w Zawieprzycach dzielnie walczył pod Wiedniem, przyczyniając się do zwycięstwa Polaków. W nagrodę otrzymał od króla 2 tysiące jeńców tureckich do pracy w swoim majątku. Wśród nich była piękna Greczynka Teophania i jej narzeczony Lascaris. Pan na Zawieprzycach był okrutny, głodził jeńców i katował ich. Dużo z nich umierało. Piękna Greczynka zwróciła uwagę pana, chciał by była jego nałożnicą. Gdy mu się opierała skazał jej narzeczonego na karę chłosty, a potem kazał ich obydwoje zamordować i wyrzucić do grobu. Kiedy brat Greczynki trafił do Zawieprzyc poszukując siostry, przedstawił się jako włoski malarz Andrea di Pella. Kiedy kasztelan opowiedział o mordzie malarz domyślił się, że to była jego siostra i jej narzeczony. Namalował obraz z tego tragicznego wydarzenia z twarzą siostry i jej narzeczonego. Kasztelan przeraził się, kiedy dowiedział się kim jest malarz. Kazał go żywcem pogrzebać w grobie, w którym spoczywała para Greków. Od tej pory w Zamku w Zawieprzycach zaczęły pojawiać się duchy, oraz różne nieszczęścia spadały na ród Granowskich. Po nagłej śmierci okrutnego kasztelana dziedzicem został jego bratanek Teofil Granowski. Kiedy od sług pałacowych dowiedział się co tu się wydarzyło udał się do Rzymu, gdzie wstąpił do klasztoru ?Świętej Trójcy na Górze?. Znaczną część majątku oddał na fundacje. Wówczas duchy nieszczęsnych Greków spoczęły na zawsze w spokoju . Dziś po zamku zostały tylko gruzy i wzgórze z krzyżem, a pod nim - jak głosi legenda - bohaterowie tej tragedii.


i wersja druga:


Zostały po nim ruiny... Zwietrzałe, smutnie sterczące ruiny. Ale z ruin tych spogląda niezapomniana przeszłość i przypomina się krwawo współczesnym.

Wieś Zawieprzyce leży w ślicznej okolicy nad Wieprzem, płynącym tutaj w półkole. Trudny dojazd do wsi rozwiązują licznie rozrzucone mosty, pochodzące z czasów strasznej legendy.

Było to... po wiedeńskiej wyprawie króla Jana, gdy kasztelan lubelski Jan Granowski wrócił spod Wiednia do swoich Zawieprzyc z wielką ilością jeńców tureckich i łupów wojennych.

Między Turkami zaplątała się książęca para włoska, prawdopodobnie porwana przez Turków dla ozdoby polowego namiotu wielkiego wezyra.

Piękna Włoszka przypadła do gustu dziedzicowi Zawieprzyc. Zwolnił ją od robót i wystąpił w roli zalotnika pod nieobecność żony bawiącej za granicą. Ale próżne były jego zabiegi. Czarnooka dziewczyna okazała mu wstręt. Niewolnica - wstręt - wszechwładnemu panu... Granowski zapałał gniewem. Kazał ją uwięzić w nowo wybudowanej wieży zamkowej, a młodego Włocha, w którym odczuł rywala, przykuł do taczki, wyznaczając mu drogę do wożenia ciężarów przez park koło okna uwięzionej księżniczki.

I zaczęły splatać się w cierniowy wieniec długie, ciężkie dni... Kiedyś... daleko... w pięknej Florencji... daleko... w pięknej Florencji, byli tacy szczęśliwi... A potem - nagle - wojna... porwanie i wreszcie namiot wezyra pod Wiedniem, a teraz niewola u polskiego magnata.

Jeńcy budowali tymczasem zamek. Popędzał ich Granowski i wzrokiem mściciela przeprowadzał przykutego do taczki młodzieńca. I oto ulitował się nad kochankami ktoś ze służby dostarczającej pożywienie. Podsunięto nadzieję ucieczki... Miała być wynajęta łódź o dwóch wiosłach... on - rozkuty z kajdan, ona - wyprowadzona z wieży...

Straż ma także serce, albo... zmysły... Więc urodziwa służebna ofiarowała się sprowadzić ją na pokuszenie, aby oswobodzić posterunki...

Wszystko było uplanowane. Już chwiała się łódź w zaroślach nadrzecznych... Już przed zachodem słońca biegli z trwogą w sercu wyzwoleńcy... Już stopka dziewczyny dotykała burty łódki... I - naraz zachwiały się zarośla i nieoczekiwana pogoń schwyciła oboje. Dziedzic miał swego powiernika, fałszywego, złego człowieka, który wszystko śledząc pilnie i plan ucieczki wyśledził.

A na zamku czekał tymczasem z zemstą nad zbiegłymi niewolnikami zły pan i władca. Wprowadzono ich do sali. Obok mściciela rozpartego na fotelu stali pokornie dwaj murarze z kielniami w ręku, a sterta cegieł i dwie świeże wnęki w ścianie zdradzały straszny wyrok. Niemym świadkiem tej sceny był także malarz nadworny, z Włoch do Zawieprzyc sprowadzony, dla wymalowania obrazów do nowo wzniesionej kaplicy.

Zabrzmiała komenda. Młody książę stanął we wnęce, a murarze z wolna rozpoczęli robotę... W kilka chwil potem postawiono w drugiej wnęce nieszczęsną Włoszkę i zamurowano także. W momencie strasznego finału ostatnie krwawe blaski zachodu wdarły się do sali, oświetlając miejsce kaźni.

A pan odszedł, rad ze swojej siły, i spokojnie wykańczał kaplicę pysze swojej na chwałę, nagląc malarza o pośpiech.

Tymczasem malarz zabrał się wprawdzie do pracy, ale nikogo na próg pracowni nie wpuszczał, a wychodząc - sztalugi szczelnie okrywał i drzwi na klucz zamykał.

Tak trwało długo. Wreszcie ten sam powiernik pański zakradł się do pokoju malarza i struchlał przed jego dziełem: każde płótno z przerażającą wyrazistością przedstawiało sceny męczeństwa książęcej pary aż do zamurowania ich żywcem.

Zakipiał gniewem zły pan. Kazał pojmać malarza i - zgotował mu śmierć obok poprzednio zamurowanych.

I nagle... punktualnie o zachodzie słońca zaczęły się w komnacie zjawiska na tragicznej ścianie. Zjawiska dziwne, wiernie według obrazów zamordowanego malarza postępujące. Okropne te sceny, jak na srebrnym ekranie wyświetlane, powtarzały się w świetle gasnącego słońca każdego dnia. Wtedy przestraszony Granowski rzucił zamek i wyjechał za granicę.

Gniew boży dosięgnął jeszcze na ziemi okrutnego człowieka. Dręczony wyrzutami sumienia, przebolał tragiczną śmierć żony i dwóch synów, a porzuciwszy na zawsze swoje dobra - udał się do Włoch, szukając ukojenia w klasztorze, na tej ziemi, z której pochodziły trzy ofiary jego okrucieństwa.

Ale zjawiska w zamku zawieprzyckim powtarzały się dalej przez długie wieki. Ojce, synowie i wnuki uciekali o zachodzie słońca z dziwnej komnaty, aby nie być świadkami straszliwego seansu. Zmieniali się dziedzice, zmieniała się służba, ubiegał czas... Ludzie marli, rodzili się nowi, tylko godzina zjawiska była niezmienna. Jak kara boża za winy praojców przychodziły straszliwe zjawy na wieczne przypomnienie czegoś, co się kiedyś w tym zamczysku stało.